„Konik, który zgubił podkowę”
(bajka do czytania dzieciom)
Dawno, dawno temu, w zielonej dolinie otoczonej wzgórzami i pachnącymi łąkami, mieszkał mały konik o imieniu Migotek. Był biały jak chmurka, a na grzywie miał złote refleksy, które połyskiwały w słońcu.
Migotek był bardzo wesoły i ciekawski. Kochał galopować po polanach, skakać przez strumyki i bawić się z motylami. Miał cztery lśniące podkowy – każda przynosiła mu szczęście. Tak przynajmniej mówiła jego mama, Karmelka.
Pewnego ranka Migotek obudził się z dziwnym uczuciem.
– Coś mi stuka inaczej… – powiedział, potrząsając kopytkiem.
Spojrzał w dół i… aż mu się grzywa zjeżyła!
Jednej podkowy nie było!
– O nie! – zawołał. – Zgubiłem moją podkowę szczęścia!
I ruszył galopem na jej poszukiwanie.
Najpierw pobiegł do Sowy Klarci, która siedziała na drzewie i czytała książkę o ziołach.
– Pani Sowo! Czy widziała pani moją podkowę?
– Hmm… – zamruczała sowa, zakładając okulary. – Widziałam coś błyszczącego przy jeziorku. Może to ona?
Migotek pobiegł nad jezioro, ale błyszcząca rzecz okazała się kamykiem, który kaczątko chciało zanieść mamie.
– Przepraszam – powiedział Migotek i pomógł kaczątku zanurzyć kamyk w wodzie, żeby był jeszcze ładniejszy.
Następnie zajrzał do Zajączka Fryderyka, który układał marchewki w rządku.
– Widziałeś moją podkowę?
– Hm, widziałem coś metalowego przy stogu siana! – powiedział Fryderyk.
Migotek pognał do stogu. Faktycznie, coś tam błyszczało... Ale to była stara łyżka, którą jeżyk znalazł i zrobił z niej... kapelusz!
– Oj, to nie to – westchnął konik. – Może nigdy jej nie znajdę...
Zmęczony i zmartwiony usiadł pod wielką wierzbą. Nagle usłyszał cichy głosik:
– Szukasz czegoś?
To była biedronka Bibi, która właśnie wróciła z lotu nad łąką.
– Tak… zgubiłem podkowę.
Biedronka pomyślała chwilkę i… klasnęła skrzydełkami:
– Widziałam coś w trawie, tam gdzie wczoraj skakałeś przez strumyk!
Migotek z nadzieją podziękował i pobiegł tam jak wiatr.
I wiecie co?
Tam leżała jego podkowa!
Złota, błyszcząca i tylko lekko ubrudzona błotkiem.
Migotek podskoczył z radości, a potem mocno ją przytulił.
– Już nigdy cię nie zgubię! – obiecał.
Od tego dnia Migotek zawsze po zabawie sprawdzał, czy ma wszystkie cztery podkowy. Ale wiecie, co było najważniejsze?
Zrozumiał, że szczęście nie mieszka w podkowie. Szczęście to przyjaciele, którzy pomogą Ci ją odnaleźć.
Koniec.
„O Grzywce, która chciała latać”
(bajka o koniku z wielkim marzeniem)
Na skraju kolorowej łąki, gdzie motyle tańczyły z wiatrem, a chmurki miały kształt serc i kwiatów, mieszkała klaczka o imieniu Grzywka. Była piękna – cała kremowa, z długą, falującą grzywą, która błyszczała jak promienie słońca w porannej rosie.
Ale Grzywka miała jedno marzenie, o którym nikomu nie mówiła.
Chciała latać.
Nie galopować. Nie brykać.
LATAĆ!
Jak ptaki, jak wiatr, jak sny...
Każdego dnia, gdy inne konie pasły się spokojnie na pastwisku, Grzywka patrzyła w niebo i szeptała:
– Gdybym tylko mogła mieć skrzydła…
Pewnego ranka Grzywka postanowiła spróbować.
Związała do grzbietu wielkie liście paproci, przykleiła je błotkiem i rzemykiem. Wspięła się na wzgórze, spojrzała w dół i krzyknęła:
– Teraz albo nigdy! Lecę!
I…
…zsunęła się w dół wzgórza, turlając się jak naleśnik z miodem.
Liście się porwały, błoto wpadło jej do nosa, a zamiast lotu był śmiech – jej, bo nie mogła przestać chichotać z samej siebie.
Grzywka jednak się nie poddała.
Następnego dnia poprosiła ptaka Szpaka, żeby ją nauczył machać skrzydłami.
– Najpierw musisz mieć pióra – powiedział Szpak mądrze.
Więc Grzywka zebrała piórka z całego pastwiska i przykleiła do koca.
Machnęła nim raz, drugi… i znowu poleciała – ale tylko koc, prosto na głowę krówki Melki.
– Grzywko… dlaczego tak bardzo chcesz latać? – zapytała Melka.
– Bo… w niebie wszystko wydaje się łatwiejsze. Tam nie ma błota, nie ma huku, nie trzeba się spieszyć. I wszystko jest takie... lekkie.
Melka się uśmiechnęła.
– Ale ty też jesteś lekka, kiedy galopujesz! Patrzyłam dziś, jak twoja grzywa tańczyła na wietrze. I wiesz co? Byłaś jak chmura. Jak wiatr. Jak marzenie.
Grzywka zastanowiła się.
Tego dnia nie próbowała już kleić skrzydeł. Zamiast tego…
Galopowała.
Najpierw po łące, potem przez strumień, aż w końcu podskoczyła tak wysoko, że przez ułamek sekundy… naprawdę poczuła się, jakby leciała.
I wtedy zrozumiała:
Niektóre konie rodzą się ze skrzydłami.
Inne – z sercem tak lekkim, że wystarczy galop, by dotknąć nieba.
Od tamtej pory Grzywka już nie kleiła liści ani nie szukała piórek.
Ale każdego wieczoru, kiedy patrzyła w niebo, uśmiechała się i szeptała:
– W moim sercu już fruwam.
Koniec.
Chciała latać.
LATAĆ!
Jak ptaki, jak wiatr, jak sny...
…zsunęła się w dół wzgórza, turlając się jak naleśnik z miodem.
– Najpierw musisz mieć pióra – powiedział Szpak mądrze.
– Ale ty też jesteś lekka, kiedy galopujesz! Patrzyłam dziś, jak twoja grzywa tańczyła na wietrze. I wiesz co? Byłaś jak chmura. Jak wiatr. Jak marzenie.
Galopowała.
Najpierw po łące, potem przez strumień, aż w końcu podskoczyła tak wysoko, że przez ułamek sekundy… naprawdę poczuła się, jakby leciała.
Inne – z sercem tak lekkim, że wystarczy galop, by dotknąć nieba.
Ale każdego wieczoru, kiedy patrzyła w niebo, uśmiechała się i szeptała:
„O Pegazie, który odwiedził przedszkole”
(bajka o niezwykłym koniku, który przyniósł magię do przedszkola)
Pewnego ciepłego, letniego dnia, kiedy słońce świeciło jasno na błękitnym niebie, w przedszkolu przy ulicy Kwiatowej zdarzyła się niesamowita rzecz. W ogrodzie, gdzie zwykle bawiły się dzieci, nagle pojawił się… Pegaz!
Nikt wcześniej nie widział takiego konia. Miał srebrzystą grzywę, która błyszczała jak gwiazdy na nocnym niebie, i skrzydła, które rozpościerały się szeroko, jak ogromne wachlarze. Dzieci patrzyły w zachwycie, a pani Kasia, ich nauczycielka, uśmiechnęła się szeroko, wiedząc, że tego dnia czeka je coś wyjątkowego.
– Witajcie, dzieci! – powiedział Pegaz, jego głos brzmiał jak delikatny dzwonek. – Jestem Pegaz, przyszedłem, aby wam pokazać, jak ważne jest marzyć i wierzyć w siebie!
Dzieci podeszły bliżej, ale nie bały się. Zamiast tego, zaczęły zadawać pytania.
– Pegazie, jak to jest latać? – zapytała Zosia, trzymając w ręce kolorowy balonik.
– Latanie jest jak wiatr – odpowiedział Pegaz. – Czujesz, jak powietrze przechodzi przez ciebie, jakbyś stawał się częścią nieba. To uczucie wolności. A wy… możecie latać w swoich marzeniach!
– A czy możesz zabrać nas na chwilę w niebo? – zapytał Jaś, który marzył o podróżach w chmurach.
– Oczywiście! – odpowiedział Pegaz, unosząc jedno z skrzydeł. – Ale dziś zabiorę was w podróż nie do nieba, ale do świata wyobraźni. Przygotujcie się na magiczną przygodę!
I tak Pegaz zaprosił dzieci do zabawy. Zaczęły skakać, udając, że mają skrzydła. Nagle, na magiczny znak, wszystkie dzieci poczuły się jakby unosiły się w powietrzu, a wokół nich pojawiły się kolorowe chmurki, które delikatnie unosiły je nad ziemię.
W tym czasie Pegaz opowiadał:
– Czasem w życiu czujemy, że coś jest niemożliwe, że nie mamy wystarczająco dużo sił. Ale to nie prawda! W każdym z was jest magia. Kiedy wierzycie w siebie, możecie zrobić wszystko!
Z radością dzieci biegały po ogrodzie, naśladując Pegaza. Niektóre z nich śpiewały, inne biegały z szeroko rozpostartymi ramionami, jakby miały skrzydła.
Po długiej zabawie Pegaz powiedział:
– Przedszkole to miejsce, w którym można rozwijać swoje marzenia. Pamiętajcie, nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko wierzycie w swoje serca.
– Dziękujemy ci, Pegazie! – krzyknęły dzieci.
– Wrócę do was, kiedy znów będziecie marzyć – odpowiedział Pegaz, unosząc się ku niebu.
I zniknął w chmurach, zostawiając po sobie magię, której nie zapomną nigdy.
Koniec.
Ta bajka może być inspiracją do zabawy, rozmowy o marzeniach, przyjaźni i wierzeniu w siebie. Możemy przygotować zabawy w tematyce skrzydeł, latania, a także rysowanie Pegaza i marzeń dzieci.
„O koniku marzycielu”
(opowieść na dobranoc do poczytania z rodzicami)
Był sobie konik, którego imię brzmiało Zefir. Mieszkał w małej dolinie, otoczonej wysokimi górami, wśród łąk pełnych kolorowych kwiatów i szumiących strumyków. Zefir był wyjątkowym koniem – zamiast biegać jak inne konie po polach, on marzył. Zamiast galopować w słońcu, wolał leżeć w cieniu wielkiego dębu, patrząc w niebo i wymyślać najpiękniejsze przygody.
Każdej nocy, kiedy zapadał zmrok, Zefir siadał w swojej ulubionej polanie i zamykał oczy. Wyobrażał sobie, że potrafi latać wysoko, ponad chmurami. Widział siebie jak ptak, który szybuje nad lasami i górami, ściga się ze wschodzącym słońcem i rozmawia z gwiazdami. Czasami wyobrażał sobie, że odwiedza odległe kraje, gdzie wiatr jest inny, a niebo pełne jest cudownych kolorów.
– Co by było, gdyby... – myślał Zefir. – Co by było, gdybym mógł naprawdę latać?
Zefir opowiadał te swoje marzenia innym zwierzętom w dolinie. Królikom, które skakały po łące, wiewiórkom, które wspinały się po drzewach, a nawet staremu, mądremu wilkowi, który mieszkał w lesie. Każde z nich miało swoje marzenia, ale żadne z nich nie miało tak odważnych jak Zefir.
– Dlaczego marzysz o lataniu, Zefirze? – zapytała jedna z wiewiórek. – Przecież jesteś koniem. Konie nie latają.
– Może nie teraz – odpowiedział Zefir, uśmiechając się szeroko – ale kto powiedział, że marzenia nie mogą się spełnić?
Zefir każdego dnia starał się być odważny, nie tylko w marzeniach, ale i w rzeczywistości. Biegał po łąkach, pomagał innym zwierzętom, a kiedy nadchodziła noc, zamykał oczy i wracał do swoich snów.
Pewnego dnia, gdy Zefir biegał po lesie, zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie widział. Były to chmurki, które unosiły się tuż nad ziemią, niczym delikatne puchate poduszki. Zefir zbliżył się do nich i poczuł, jakby mogły go unieść w powietrze. Delikatnie dotknął jednej z nich nosem, a ta zaczęła delikatnie unosić go w górę. Zefir poczuł się lekki, jak nigdy wcześniej. Jego serce zabiło mocniej.
– To niemożliwe! – pomyślał. – To marzenie staje się prawdą!
Ale potem poczuł, jak chmurka powoli opada na ziemię, a on wrócił z powrotem na łąkę.
– Moje marzenie… – szepnął, patrząc w niebo. – Moje marzenie się spełnia.
Zefir zrozumiał, że choć nie latał jak ptak, mógł w swojej wyobraźni przeżywać najpiękniejsze podróże. A to, co najważniejsze, to nie sam lot, ale wiara w swoje marzenia.
Tego wieczoru Zefir zasnął spokojnie, z uśmiechem na pyszczku. Wiedział, że marzenia są jak gwiazdy – nie zawsze musisz ich dotknąć, żeby czuć ich blask.
Koniec.